Recenzja Michała Pabiana

Ulepszona codzienność
(kultura.poznan.pl)


Sześć lat minęło od ostatniego zbioru Marcina Orlińskiego. Wtedy, w Środkach doraźnych, mocno rezonowała w jego tekstach ironia, groteska, zauważalne były podteksty życia społeczno-politycznego. Późne słońce, najnowszy zbiór poety, który właśnie ukazał się nakładem podpoznańskiego Wydawnictwa Wolno, zaskakuje tym, że wbrew kondycji i objawom współczesności, nasilającym się reprodukcjom i barierom komunikacyjnym, nie eksponuje już tak wyraźnie tej doraźności.

Pisanie Orlińskiego nie zapętla się w metatekstowe struktury, nie ulega pokusie szyfrowania. W opublikowanym wyborze więcej jest aluzji egzystencjalnej, dopatrywania się postawy wspólnotowości, zbieżności doświadczeń. Niewymuszona uniwersalność najnowszego tomu powoduje, że czytelnik w pewnej dozie spokoju, namysłu i spowolnienia (także rytmicznego) otrzymuje od autora wsparcie w odwadze przeżywania i zauważania.

Orliński nie stawia w najnowszym wyborze na egotyczne budowanie podmiotu pełnego poglądów i spraw do załatwienia. Nie łączy dyskursywnego doświadczenia autobiograficznego z przeżywaniem świata. Teksty z Późnego słońca wydają się sięgać do opowieści, delikatnej narracji, opisu emocjonalnego. Istotniejsze od posiadania opinii i wyrażania jej jest przeżywanie, zastanawianie się nad detalem. Tego często autor szuka w otaczającym osiedlowym świecie, bliskości obcowania z miejską naturą, z możliwościami mapowania sąsiedztwa jako przestrzeni pełnej ważnych i cennych spotkań. I istotnych zastanowień.

Organizacja języka w znakomity sposób nie pozwala tekstom Orlińskiego osunąć się w patos, w melancholię rodem z postumentu i wielkiego kwantyfikatora pouczającej analizy egzystencji. Delikatność, roztropność, frazeologiczna skromność, nieufność wobec metafory powodują, że Późne słońce współpracuje z czytelnikiem, nie domagając się od niego skłonności do zupełnego, psychotycznie metafizycznego odłączenia się, które dałoby szansę na przeżywanie. Uważność i odważna skłonność do samodzielnej myśli okazują się dzięki temu wyborowi istotniejsze niż filozoficzne generalizacje.

Te wiersze mają w sobie charakter jak z "poezji towarzyszącej" - wydarzającej się mimochodem, bliskiej, dostępnej. Nie znaczy to jednak, że sygnały, wrażenia, doświadczenia, otwierające temat wiersza, budujące jego zaplecze czy odniesienie w rzeczywistości są błahe czy łatwe do zignorowania, pospiesznego poznania. W organizacji tekstów (konsekwentnie nietytułowanych, zbudowanych jako trójwersowe, często trzy-czterostrofowe wypowiedzi) pracuje wyraźna dramaturgia zapisanego momentu. Rytm dopatrywania się staje się pretekstem do rozpoczęcia myśli, wyznaczenia kierunku znaczeń w dostrzeganym obrazie, zasłyszanej frazie, detalu. Pisanie Orlińskiego nie kojarzy się jednak w żaden sposób z pedagogiką, moralizatorstwem. Rolą tej poezji jest sygnalizowanie i rozpoczynanie, włączanie czytelnika w myśl, którą tekst dopiero zaczyna konstruować. Taki sposób poetyckiej pracy bardzo otwiera całość zbioru, daje szansę na równoważne czytelnicze uczestnictwo. Dopowiedzenia na jakie jest miejsce w tych tekstach, wydają się nie gorsze niż propozycje autorskie, może nawet są jakoś w tych mikrohistoriach pożądane.

Wojciech Szot dopasował Późnemu słońcu określenie "osiedlowy". Dobrze wyraża ono poczucie wspólnotowości i bliskości, które towarzyszy lekturze tomu. Wycofanie się autora z perspektywy badania języka, lapsusu, groteski i koncentracja w najnowszym tomie na próbach zawiązania narracji daje Orlińskiemu możliwość budowania zaufania i kontaktu z czytelnikiem. Okazuje się, że takie postrzeganie wyzwania pracy poetyckiej jest niesamowicie potrzebnym zadaniem, dającym szansę na ulepszenie codzienności, na choćby chwilę niewymuszonej wnikliwości.


Źródło:
kultura.poznan.pl